Dekoracje,  Lifestyle

Urban Jungle – moje zielone królestwo

Większość z nas siedzi przymusowo w domu, może warto poświęcić trochę uwagi naszym domowym roślinom? Właśnie teraz – wiosną, większość z nich budzi się z zimowego letargu, więc szczególnie ważne jest, aby dobrze o nie zadbać. To chyba dobry czas, aby opowiedzieć Wam, jak dbam o swoją małą „zieloną dżunglę” 🙂

Urban Jungle – o co w nim chodzi?

Termin Urban Jungle został zapożyczony z języka angielskiego i tłumaczymy go jako miejska dżungla. Jeszcze dwa wieku temu miał negatywny wydźwięk, ponieważ oznaczał intensywny rozwój miast kosztem środowiska. Dziś jest to trend polegający na przystosowaniu i zaaranżowaniu swojej przestrzeni do życia wraz z roślinami. W dzisiejszych czasach bardzo często zapominamy o chwili wytchnienia i obcowaniu z naturą. Stworzenie miejskiej dżungli we własnych czterech kątach ma dać namiastkę odpoczynku, być naszą oazą spokoju i relaksu. I nie chodzi o to, aby każdy wolny kąt zapełnić kwiatami, ale aby żyć w zgodzie z naturą.

Urban Jungle kocha wszystko, co zielone. W gronie roślin zdecydowanie królują rośliny tropikalne, jak monstera, wszelkiego rodzaju palmy i kaktusy. Motyw roślinny jest przenoszony na tekstylia, plakaty, czy ceramikę. Bardzo modnym trendem było malowanie ścian w odcieniu butelkowej zieleni, ale świetnie sprawdzą się tutaj również neutralne kolory jak biele, beże i szarości. Innym nieodłącznym elementem są meble z drewna, ratanowe fotele i kosze, koce i pledy z naturalnych tkanin. Nasz roślinny świat idealnie wpasuje się we wnętrze industrialne lub styl boho.

Makramy, drewno, kapelusze – wszystko, co kocha styl boho
Industrialny czarny regał będzie świetnie eksponował nasze rośliny

Moje początki

Moje początki z roślinami? Były ciężkie.. oj były ciężkie… Teraz po latach mogę przyznać, iż wynikało to głównie z niewiedzy, chciałam, aby kwiat po prostu ładnie wyglądał w konkretnym miejscu, nie mając pojęcia, że moje warunki w mieszkaniu totalnie mu nie odpowiadają. Teraz na starość jestem już mądrzejsza, zwracam uwagę na to co jem i co daję moim roślinkom 🙂

Zaczynałam z gatunkami typowo ozdobnymi, były storczyki, były fiołki i inne z grupy tych kwitnących. Przechodziłam również przez etap kaktusów, ale nie bardzo się polubiliśmy, podobnie jak z fikusami. Kocham się w roślinach zielonych, nie tylko tropikalnych, chociaż tych znajdziecie u mnie najwięcej. Dlaczego? Ponieważ czuję się wśród nich po prostu dobrze, wprowadzają mnie w urlopowy nastrój 🙂 Tutaj jest to kwestia indywidualna, sami musicie sprawdzić, które będą Wam najbardziej odpowiadać 🙂

Skrzydłokwiat, Palma Areka, Epipremnum
Epipremnum złociste

Moje „zielone królestwo“ cały czas się tworzy i nieustannie ewoluuje, jednak na upragniony efekt muszę jeszcze trochę poczekać. Bo tu nie chodzi o to, aby przy jednej wizycie w sklepie ogrodniczym kupić wszystkie rośliny na raz, tylko uczyć się z nimi obcować, dostrzegać, czego potrzebują, co im służy, a co nie.

Co według mnie ma kluczowe znaczenie przy rozpoczynaniu przygody z roślinami? Odpowiedzi znajdziesz poniżej.

Mierz siły na zamiary

Pamiętajcie, iż przygoda z roślinami nie kończy się na ich kupnie i wyeksponowaniu w mieszkaniu. Tak samo jak inne żywe stworzenia, rośliny i kwiaty potrzebują opieki, niezbędnych składników odżywczych i dostępu do światła. I nie mówię tutaj tylko o podlewaniu wszystkich hurtowo raz na dwa tygodnie, gatunki różnią się między sobą, jedne potrzebują więcej wilgoci, inne zdecydowanie jej nie tolerują. Rośliny tropikalne lubią dodatkowo częste zraszanie, inne (szczególnie te, które kwitną) wymagają dodatkowego nawożenia.

Jeśli nie lubicie się bawić w takie rzeczy, albo najzwyczajniej nie macie na to czasu –  wtedy warto się zastanowić, czy aby na pewno inwestować swój czas i pieniądze. Sama musiałam zrezygnować z części roślin ze względu na nasz styl życia, często wyjeżdżamy, praktycznie każde święta spędzamy z rodziną w Polsce, dlatego też teraz stawiam na rośliny bardziej odporne, które poradzą sobie, nawet jak nikt nie zajmie się nimi przez 2-3 tygodnie.

Oczywiście zachęcam do przekonania się do roślin, które oprócz swoich walorów dekoracyjnych i relaksacyjnych, mają też właściwości oczyszczające powietrze. Do tej grupy zaliczamy m. in. skrzydłokwiaty, sansewierie, paprotki, bluszcze, czy dracenę.

Okna z ekspozycja południową, czy północną? Duża wilgotność powietrza, czy niekoniecznie? W mieszkaniu jest zazwyczaj chłodno, czy uwielbiacie ciepło i zimą maksymalnie rozkręcacie grzejniki? Wszystko to (i nie tylko) ma znaczenie przy planowaniu zakupu roślin do Waszego domu. Przed zakupem zawsze sprawdzajcie, w jakich warunkach dany okaz najlepiej się rozwija. Na rynku znajdziecie sporo tzw. „żelaznych roślin”, które przeżyją prawie wszystko. Tutaj sama mogę polecić mojego ukochanego Zamioculcasa, czy tez Sansewierie, potocznie nazywana wężownicą lub bardziej dowcipnie jęzorami teściowej.  Sprawa się trochę bardziej komplikuje, gdy macie małe dzieci lub zwierzęta domowe. Wiele łatwo dostępnych roślin jest trujących, dlatego tutaj szczególnie trzeba zwracać uwagę na etykiety. Uważajcie na dracenę, monsterę, fidenbachię, fikusa, skrzydłokwiat, czy też tak popularną w okresie świątecznym Gwiazdę Betlejemską (poinsecja).

Monstera
Epipremnum złociste

Dobre praktyki – moja obecna pielęgnacja roślin

Tak jak napisałam na samym początku – wiosna to idealny czas, aby poświęcić szczególną uwagę swoim zielonym domownikom. Zimą nasze rośliny nie mają łatwo, większość z nich ogranicza funkcje życiowe i wchodzi w czas letargu. Z reguły powinno się zaprzestać ich przesadzania, czy też nawożenia (lub znacznie ograniczyć stosując mniejszą dawkę). Zazwyczaj czekam do połowy marca i dopiero wtedy przesadzam okazy do większych doniczek, koniecznie z otworami lub warstwą drenażową.

Przerośnięta doniczka – znak, że korzeniom brakuje miejsca. Aby nie uszkodzić rośliny- przecinam doniczkę nożyczkami
Przed umieszczeniem w nowej doniczce- sprawdzam korzenie i delikatnie usuwam starą ziemię

Podczas przesadzania część roślin udaje się rozmnożyć metodą podziału. Tak było u mnie z Sansewierią, Skrzydłokwiatem, czy Zamioculcasem, który był pierwszą większą rośliną doniczkową, którą kupiłam do naszego mieszkania. Mijają 4 lata i z jednej doniczki mam już 3 kolejne. Jest bardzo łatwy w uprawie, nie potrzebuje wiele, ma cudny, taki soczysty i lśniący kolor liści i pięknie zdobi mieszkanie. Lubi, gdy jego korzenie są nieco ściśnięte, dlatego pamiętajcie, aby nie przesadzać go do zbyt dużej doniczki.

Zamioculcas x4

Nasze obecne mieszkanie jest dobrze nasłonecznione, dlatego inwestuję w rośliny przystosowane do takich warunków. Niestety często powietrze jest dość suche, dlatego wspomagam się zraszaniem liści, od czasu do czasu podstawiam też pod rośliny miseczki z wodą, aby woda mogła sama parować i tworzyć swoisty mikroklimat.

W salonie, czyli najbardziej ciepłym i jasnym pomieszczeniu w mieszkaniu (ekspozycja południowo-zachodnia), znajduje się najwięcej roślin, głównie tych tropikalnych. Znajdziemy w nich Monsterę, Zamioculcasa, Palmę Areca, Bananowca, Epipremnum Złociste, czy też kilka odmian Draceny. Dzięki dużej przestrzeni mogłam je ustawić w dość sporej odległości od okien, ale cały czas z dostępem do światła rozproszonego. Nigdy nie wystawiajcie roślin bezpośrednio na promienie słoneczne (szczególnie latem), ponieważ może dojść do poparzenia liści. U mnie wyjątkiem jest okres zimowy, kiedy to ilość światła dziennego jest bardzo ograniczona. Wtedy na parę godzin ustawiam rośliny możliwie blisko okien, aby mogły chłonąć promienie słoneczne.

Nie bez znaczenia jest też woda, której używamy do podlewania, czy zraszania. Nigdy nie biorę tej bezpośrednio z kranu, czekam minimum 12 godzin, aż woda odstoi i nabierze temperatury pokojowej. Czasem ją filtruję, a sporadycznie najpierw przegotowuję i czekam, aż ostygnie. Zanim nauczyłam się, które gatunki potrzebują częściej podlewania, a które mniej – oznaczałam je sobie specjalnymi plakietkami, które wbijałam w doniczkę i zapisywałam w kalendarzu daty podlewania. Teraz robię to bardziej na wyczucie, ale zanim naleję wody- sprawdzam palcem, czy ziemia jest przesuszona. Pamiętajcie, iż roślina lepiej zniesie delikatne przesuszenie, niż przelanie. Czasem mniej znaczy więcej. Przy nawadnianiu mogą pomóc Wam również szklane lub plastikowe kule, z ciekawości zaczęłam je właśnie testować, więc jeszcze niewiele mogę o nich powiedzieć.

Pielęgnacja roślin to temat rzeka, jest jeszcze mnóstwo kwestii, o których mogłabym wspomnieć, ale myślę, że na początek wystarczy Wam to, co napisałam. Jeśli chcecie bardziej zgłębić temat – istnieje dużo książek z tego zakresu, ja bardzo lubię pozycję „Projekt Rośliny” autorstwa O. Sieńko i W. Muszkieta. Jeśli natomiast chodzi o źródła internetowe, szczególnie polecam kanał Youtube Ani Skorupskiej: Make Your Life Greener, dla mnie jest to roślinne Guru, dużo wiedzy i mnóstwo przydatnych porad!

A tymczasem dziękuję, że dotrwaliście do końca tego długiego wpisu. Dajcie znać w komentarzu, jakie są Wasze doświadczenia z roślinami w domu 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *